DZIĘKUJEMY!

Dziękujemy za wsparcie i dziesiątki oddanych litrów krwi wielu prywatnym osobom oraz pracownikom Oriflame i Betterware:-)

Poznaj historię Zosi...



3 maja 2011 r. Zosia skończyła roczek.


Urodziła się, jak się wszystkim zdawało jako zdrowa dziewczynka, była radosnym dzieckiem, grzecznym. Tuż po naszym ślubie życie z sielanki zamieniło się w horror. Zosia była osłabiona, blada, dostała anemii i w ciągu kilku dni na skroni pojawił się guzek. Jak się później okazało ten guzek to był kolejny z wielu przerzutów nowotworu jakim jest neuroblastoma. Dowiedzieliśmy się, że w brzuszku ma dużego guza, przerzuty do kości w wielu miejscach i do szpiku. Na szczęście trafiliśmy na wspaniałą doktor, bardzo szybko Zosia zaczęła długą chemioterapię. Na początku po chemii zamiast gorzej czuła się coraz lepiej, nabrała siły, radości. Potem zaczęła łysieć, dopiero wtedy zrozumiałam, że to nowotwór, że jest dzieckiem "onkologicznym". Zaczęły się schody, ciągłe spadki wyników, obawy o każdy dzień...


Początkowo w tym stopniu zaawansowania dawano jej 20-30% szans. Udało się, przeszła całą chemioterapię, przerzuty z kości szpiku zniknęły- CUD! Nadszedł czas na operację wycięcia guza pierwotnego, było ryzyko usunięcia nerki, podejrzewano przerzut na wątrobie... Na szczęście wątroba okazała się czysta, a nerka uratowana! Tak się cieszyliśmy... miałam nadzieję, że to koniec tego kilkumiesięcznego koszmaru ze szpitalem, chemią, znieczuleniami, zabiegami...


Niestety, po biopsji okazało się, że jest konieczny autoprzeszczep szpiku. Obecnie jesteśmy w szpitalu we Wrocławiu, gdzie kontynuujemy leczenie. Właśnie tego autoprzeszczemu boję się najbardziej i tej bardzo silnej chemii. Nie mam już siły, ciągle marze o tym, że wrócimy razem do domu i będziemy żyć normalnie. Przed ujawnieniem się choroby mieliśmy plany, miałam iść do pracy, mielismy spłacić kredyty, kupić mieszkanie... W tej sytuacji juz nawet nie marzę o pieknym życiu tylko staramy się jakoś wiązać koniec z końcem, a jest ciężko, bo mieszkanie wynajmujemy, a do pracy iść nie mogę bo muszę być przy Zosi. Mąż pracuje i stara się jak może, jest wielkim wsparciem. Jesteśmy pół roku po ślubie, a życie tak szybko dało nam popalić...


Dziękujemy wszystkim osobom, którym historia Zosi nie jest obojętna...


Judysia, mama Zosi