Przed nami przez tydzień megachemia, potem podanie komórek macierzystych i czekanie aż wyniki urosną. Gdy zaczną spadać, Zosia pewnie przestanie jeść, będzie marudna, no i cała masa skutków ubocznych które mogą się przytrafić po chemii, oraz leczenie wspomagające.
Dziś po pobraniach okazało się, że Zosia ma bardzo niski poziom hemoglobiny więc będzie krew przetaczana, albo wieczorem albo dopiero jutro ją dostanie, bo maszyna do naświetlania się popsuła i w innym szpitalu będzie naświetlana.
Malutka Zosia walczy z groźnym przeciwnikiem- złośliwym nowotworem neuroblastomą. Przeszła wszystkie możliwe chemie, operację, autoprzeszczep... Kilka dni temu nastąpił bardzo agresywny nawrót choroby. Pomóżmy Zosieńce wygrać tę nierówną walkę...
DZIĘKUJEMY!
Dziękujemy za wsparcie i dziesiątki oddanych litrów krwi wielu prywatnym osobom oraz pracownikom Oriflame i Betterware:-)
piątek, 29 kwietnia 2011
czwartek, 28 kwietnia 2011
Zaczęła się kolejna walka...:(
No i od 16.00 Zosia podłączona do kabelka z chemią. Zaczęła się kolejna walka :(
Dobrze, że ona jeszcze nic nie odczuwa...
Dobrze, że ona jeszcze nic nie odczuwa...
środa, 27 kwietnia 2011
Masakra!
MASAKRA!
40 km od Wrocławia dostaliśmy telefon ze szpitala, że jakieś dziecko musiało zająć naszą sale... to akurat rozumiem, bo nas dzień czy dwa nie zbawi, a jak ktoś wraca z powikłaniami to jest priorytetem. Do domu wracać bez sensu bo paliwo prawie tyle co złoto ostatnio kosztuje, a poza tym kolejne 6 godzin w saunie i korkach... Więc fundacja która się zajmuje dziećmi z nowotworami w tym szpitalu dała nam pokoik na mieście za symboliczną kwotę, za łóżko na poddaszu ostatnio mąż płacił 10 zł, ale tu mamy całkiem fajne mieszkanko, 3 pokoje (każdy zamykany jako osobny) nasz 1 :), łazienka, kuchnia, ciekawe czy tu też po 10 zł zapłacimy, jutro się dowiemy pewnie. Ile by nie było to zawsze taniej niż w hotelu tu koczować. Mam nadzieję, że sala dla Zosi szybko się zwolni. Teraz malutka śpi zmęczona drogą, mąż poszedł coś do jedzenia kupić, a ja siedzę i czekam :) Jakoś tym razem się nie boję tego szpitala! Może to dobry znak?
40 km od Wrocławia dostaliśmy telefon ze szpitala, że jakieś dziecko musiało zająć naszą sale... to akurat rozumiem, bo nas dzień czy dwa nie zbawi, a jak ktoś wraca z powikłaniami to jest priorytetem. Do domu wracać bez sensu bo paliwo prawie tyle co złoto ostatnio kosztuje, a poza tym kolejne 6 godzin w saunie i korkach... Więc fundacja która się zajmuje dziećmi z nowotworami w tym szpitalu dała nam pokoik na mieście za symboliczną kwotę, za łóżko na poddaszu ostatnio mąż płacił 10 zł, ale tu mamy całkiem fajne mieszkanko, 3 pokoje (każdy zamykany jako osobny) nasz 1 :), łazienka, kuchnia, ciekawe czy tu też po 10 zł zapłacimy, jutro się dowiemy pewnie. Ile by nie było to zawsze taniej niż w hotelu tu koczować. Mam nadzieję, że sala dla Zosi szybko się zwolni. Teraz malutka śpi zmęczona drogą, mąż poszedł coś do jedzenia kupić, a ja siedzę i czekam :) Jakoś tym razem się nie boję tego szpitala! Może to dobry znak?
Koniec sielanki... :(
No i koniec sielanki...
Jesteśmy w drodze do Wrocławia, jutro Zosia zaczyna megachemię przed przeszczepem...
Jesteśmy w drodze do Wrocławia, jutro Zosia zaczyna megachemię przed przeszczepem...
wtorek, 19 kwietnia 2011
Jedziemy do domu...
Udało się wyseparować tyle komórek że dla 2 Zosiaków by wystarczyło!!!
Jedziemy do domu i wracamy w środę na mega chemię i autoprzeszczep, grunt że komórki do przeszczepu mamy już zamrożone. I święta w domu spędzimy na co totalnie nie jesteśmy przygotowani w żaden sposób bo byliśmy pewni ze spedzimy je w szpitalu. Zosia pewnie nie pozna swojego domku, tak żadko i krótko w nim bywa.
Miłego dnia!
Jedziemy do domu i wracamy w środę na mega chemię i autoprzeszczep, grunt że komórki do przeszczepu mamy już zamrożone. I święta w domu spędzimy na co totalnie nie jesteśmy przygotowani w żaden sposób bo byliśmy pewni ze spedzimy je w szpitalu. Zosia pewnie nie pozna swojego domku, tak żadko i krótko w nim bywa.
Miłego dnia!
poniedziałek, 18 kwietnia 2011
Witajcie!
Jesteśmy w szpitalu we Wrocławiu.
Na innej sali i oddziale, bo był nagły przypadek wymagający hospitalizacji, a tu obłożenie non stop 100%.
Byłam dziś karetką w jeszcze innym szpitalu, Zosia była pod narkozą, zakładali kolejne dojścia do żył, takie grube, w oba udka.
Teraz jest podłączona do olbrzymiej maszyny która separuje jej krew i odkłada komórki macierzyste do przeszczepu. W próbkach wyszło, że ma idealne wyniki do separacji, czyli dużo nowych komórek, więc może uda się za jednym razem, ok 3 godziny.
Doktor nas pocieszył, że skoro nie ma w tej chwili sterylnej sali dla nas to jak separacja pójdzie dobrze to pojedziemy do domu i wrócimy na mega chemię i przeszczep po świętach, no chyba że chcemy tu siedzieć bezczynnie.
Cudownie by było, tylko szkoda że taki kawał do domu...
Dziękujemy za modlitwy, za dobre słowa i wszelką dobroć i pomoc!!!
Na innej sali i oddziale, bo był nagły przypadek wymagający hospitalizacji, a tu obłożenie non stop 100%.
Byłam dziś karetką w jeszcze innym szpitalu, Zosia była pod narkozą, zakładali kolejne dojścia do żył, takie grube, w oba udka.
Teraz jest podłączona do olbrzymiej maszyny która separuje jej krew i odkłada komórki macierzyste do przeszczepu. W próbkach wyszło, że ma idealne wyniki do separacji, czyli dużo nowych komórek, więc może uda się za jednym razem, ok 3 godziny.
Doktor nas pocieszył, że skoro nie ma w tej chwili sterylnej sali dla nas to jak separacja pójdzie dobrze to pojedziemy do domu i wrócimy na mega chemię i przeszczep po świętach, no chyba że chcemy tu siedzieć bezczynnie.
Cudownie by było, tylko szkoda że taki kawał do domu...
Dziękujemy za modlitwy, za dobre słowa i wszelką dobroć i pomoc!!!
Subskrybuj:
Posty (Atom)